Między nami platformami
Rynek programów i gier komputerowych istnieje już bardzo długo. Mieliśmy okazję obserwować nowe upadki i wzloty technologii powiązanych z tymi rzeczami. Teraz na rynku dominuje debata nad Virtual Reality i tym, czy będzie faktycznie przełomem, czy pozostanie kolejnym niszowym wynalazkiem. Nikt jednak nie zauważył, że od wielu lat ciężko rozwiązać jeden z odwiecznych problemów nie tylko branży komputerowej, ale i programistycznej. A mianowicie, chodzi o portowanie aplikacji oraz gier między systemami.
Każdy sam sobie rzepkę skrobie
W przypadku programów problem jest mniejszy: zawsze można znaleźć odpowiednik danej aplikacji w innym systemie. Microsoft Word wprawdzie na laptopach Apple’a będzie średnio działał, ale za to MacBooki mogą się poszczycić Pages – programem dedykowanym dla nich. Systemy mobilne również mają własne odpowiedniki edytorów tekstu. Jednak, jeśli mówimy o grach, ciężko znajdować ich „odpowiedniki” z uwagi na to, że każda z nich jest unikalna. Można mówić o podobnych grach komputerowych, jak np. StarCraft i Warcraft: mają przecież podobną mechanikę. To samo można powiedzieć o Diablo i Torchlight. Jednak nie są to te same gry.
O ile nowsze gry są produkowane z myślą o wydaniu ich na więcej niż jedną platformę na raz, najczęściej Windowsa, MacOS oraz jedną z wybranych mobilnych, o tyle starsze (zwłaszcza wyprodukowane przez niezależne studia) mają problem wynikający z bycia przeznaczonymi tylko na dominujący w ich czasach Windows. Jednak u progu trzeciej dekady XIX wieku problem wcale nie zniknął. Rzesze specjalistów skupionych w specjalnych zespołach zastanawiają się, jak przeprowadzić operację dostosowywania gry do wszystkich systemów operacyjnych, aby była jak najbardziej efektywna i aby uniknąć jak największej liczby problemów.
Jednym z rozwiązań stosowanych przez developerów, którzy chcą wypuścić swój software na więcej niż jeden system, jest skorzystanie z ciekawego programu o nazwie Xamarin. Jego nazwa wprawdzie brzmi jak nazwa jakiegoś medykamentu, jednak nie jest to zły trop: Xamarin miał ambicje bycia lekiem na problemy związane z różnicami między platformami i wynikającymi z nich kłopotami z wprowadzaniem aplikacji na dany system operacyjny lub jej rozwojem. Cała koncepcja opiera się na tym, że można napisać jeden kod, który będzie pasował do wszystkich systemów operacyjnych. I – cóż, działa. Najprostsze możliwe rozwiązanie problemu portowania programów, który trapił branżę przez długie lata, pojawiło się w postaci Xamarina niczym biblijny cud.